Antykoncepcja mniejszym zlem przy przypadkowych kontaktach seksualnych...

Oglądałem gdzieś niedawno program w TV gdzieś tam o czymś tam... zasadniczo nie wiem, po prostu wpadł mi kanał na pilocie i tak już został. Tak się złożyło, że przewijał się temat o Janie Pawle II i różnych tam wątkach. My jako faceci czasami (często?) nie zwracamy uwagi jak za dużo rzeczy dookoła wydziela bodźce bodźce. Zaskoczyłem chwilowo kiedy usłyszałem tekst jakiegoś księdza, że dla wielu współczesnych kapłanów książka JPII "osoba i czyn" jest na tyle trudna, że będą ją czytać w czyśćcu :-P To pozwoliło mi usłyszeć komentarz innej osoby, obecnie już starszej kobiety, która wyrażała zawód tego, że Karol Wojtyła nie podzielił zdania, że "Antykoncepcja jest mniejszym złem przy przypadkowych kontaktach seksualnych..."

Zadziwia mnie to jak nawet sami katolicy nie rozumieją pewnych podstaw wiary chrześcijańskiej.

Po pierwsze, albo się przyjmuje zasady wiary chrześcijańskiej z otwartością na życie, albo nie. Co ma na celu dążenie by to Wspólnota Kościoła nagięła swoje zasady do cudzych? Poczucie winy? Potrzebę usprawiedliwiania, że ma się jednak rację? To samo dokładnie dotyczy chęci pewnych ludzi by Kościół przyjął ich wizję małżeństw homoseksualnych, in vitro, aborcji, kapłaństwa kobiet, rozwodów itd...

Po drugie, jeżeli już ktoś odnosi się do przypadkowych kontaktów seksualnych czyli seksu przed i pozamałżeńskiego, a jednocześnie apeluje o "zrozumienie" dla praktycznej strony antykoncepcji czy jako mniejszego zła to... nie rozumiem sensu rozważania stosowania antykoncepcji kiedy mamy do czynienia ze współżyciem pozamałżeńskim. To nie ma najmniejszego znaczenia czy ktoś stosuje antykoncepcję czy nie kiedy w świetle wiary chrześcijańskiej dochodzi do grzechu "większej materii".

Najgorzej kiedy takie rozważania padają ze strony katolików, bo kiedy o tym debatują nie-katolicy to jestem w stanie to czasami zrozumieć.

"Czlowiek ma prawo do grzechu, ale również nie ma obowiązku by grzeszyć."